Historia
HISTORIA
SZKOŁY
Nasza szkoła ma bogatą
historię
KALENDARIUM 2001-2021
KLIKNIJ ZAPRASZAMY DO OBEJRZENIA
KALENDARIUM 2021/2022
KLIKNIJ ZAPRASZAMY DO OBEJRZENIA
KALENDARIUM 2023/2024
KLIKNIJ ZAPRASZAMY DO OBEJRZENIA
Nasza szkoła ma bogatą
historię
Historia szkoły
Tyle się wydarzyło od momentu, gdy pierwsze dzieci przekroczyły próg Szkoły Podstawowej nr 50 w Białymstoku. Każdy, komu w jakiś sposób była bliska ta szkoła – uczeń, rodzic, nauczyciel – może wskazać ważne dla niego, trwale wpisane w pamięć obrazy z nią związane. Jednak czas zaciera ostrość wspomnień, zwłaszcza, że intensywne życie szkolne obfituje w mnóstwo wydarzeń. Te nowsze usuwają w cień starsze, a pewne wrażenia giną bezpowrotnie, jeśli się ich nie utrwala.
Dlatego poniższe kalendarium wraca do minionych dni, żeby odtworzyć możliwie najdokładniejszy obraz przedstawiający powstawanie i rozwój naszej placówki.
do rodziny szkół jadwiziańskich
NALEŻYMY
Patronka szkoły
Święta Jadwiga, Królowa Polski jest patronem naszej szkoły. Wybraliśmy ją w wyniku głosowania, które miało miejsce w naszej szkole na przełomie listopada i grudnia 2004 r. Głosowali wszyscy: rodzice, nauczyciele i uczniowie. Drugim kandydatem na patrona była Helena Frankiewicz.
Jadwiga Andegaweńska urodziła się w 1371 albo 1373-4 r. Zmarła bezpotomnie 17 VII 1399 r. w Krakowie, gdzie została pochowana. Była najmłodszą córką Ludwika Andegaweńskiego i Elżbiety Bośniaczki. W 1386 r. została poślubiona przez Władysława Jagiełłę. W 1384 r. koronowano ją na królową Polski. W dzieciństwie zaręczona z Wilhelmem Habsburgiem, przeznaczona została przez matkę na tron polski w związku z niechęcią szlachty polskiej do męża jej starszej siostry Marii, Zygmunta Luksemburskiego, jak i do kontynuacji unii personalnej polsko-węgierskiej (Maria zasiadła na tronie węgierskim).
Przybycie do Polski
Do Polski Jadwiga przybyła w 1384 r. i została koronowana (16 X). Zamiar poślubienia jej i objęcia tronu polskiego zgłaszał Siemowit IV mazowiecki, lecz został on powstrzymany przez wrogą mu szlachtę małopolską i posiłki węgierskie. W 1385 r. pod naciskiem szlachty zerwano, zawarte w wieku dziecięcym, zaręczyny z Wilhelmem Habsburgiem i rozpoczęto pertraktacje z wielkim księciem litewskim Jagiełłą, zakończone jeszcze w tym roku zawarciem unii polsko-litewskiej w Krewie i ślubem obojga monarchów (III 1386 r.).
prawa królewskie
Po koronacji Jagiełły Jadwiga zachowała swoje prawa królewskie, a w 1387 r. wzięła udział w wyprawie na Ruś Halicką. Opowiadała się za pokojowym rozstrzygnięciem sporu polsko-krzyżackiego, w latach 1397-98 prowadziła rozmowy z wielkim mistrzem Zakonu Ulrykiem von Jungingen na temat odzyskania ziemi dobrzyńskiej. Przeciwdziałała natomiast dążeniom Witolda, zmierzającym do uniezależnienia ziem litewsko-ruskich od Polski. Część swego majątku przeznaczyła na wskrzeszenie działalności przez Akademię Krakowską.
Jadwiga została pochowana w katedrze wawelskiej. W 1986 papież Jan Paweł II beatyfikował, a w 1997 kanonizował Jadwigę Andegaweńską.
Obraz został namalowany przez p. Alicję Drewicką, która po mistrzowsku zdołała uchwycić charakter i usposobienie patronki.
17 maja 2005 r
nadanie imienia i hymn
17 maja 2005 r. w naszej szkole miała miejsce wyjątkowa uroczystość: nadanie imienia - Świętej Jadwigi Królowej Polski. W związku z tym podniosłym dniem nauczycielki języka polskiego - p. G. Makuszewska i p. M. Zimnoch - napisały tekst pieśni, która stała się hymnem naszej szkoły. Słowa utworu nawiązują do życia św. Jadwigi oraz historii naszego kraju. Melodię o wzniosłym charakterze skomponowała nauczycielka muzyki - p. Z. Miks, podkład i aranżację wykonał p. D. Chociej.
Poniżej zamieszczony został tekst i melodia hymnu, którego prawykonanie odbyło się 17 maja podczas uroczystości nadania imienia szkole. Wizerunek patronki szkoły – Królowej Jadwigi zdobi ścianę centralną na parterze naszej szkoły.
W dawnych wiekach na Wawelu królowałaś,
swym uśmiechem mroki komnat rozjaśniałaś,
a poddanych swych: płatnerzy, dworzan, kupców i rycerzy
całym sercem Ty ich wszystkich pokochałaś.
Ref.:
Jadwigo, Królowo!
Uroczyście daję słowo!
Swą nauką, zachowaniem
pozostawać pod władaniem
Twego ducha, Twej świętości,
Twojej wielkiej życzliwości,
Twego ducha, Twej świętości,
Twojej wielkiej życzliwości.
Przed Krzyżaków nawałnicą obroniłaś,
gdy dla Polski chwałę w walce wymodliłaś.
Akademii i nauce, mądrym ludziom oraz sztuce
swoje berło i koronę poświęciłaś.
Ref.:
Jadwigo, Królowo!
Uroczyście daję słowo!
Swą nauką, zachowaniem
pozostawać pod władaniem
Twego ducha, Twej świętości,
Twojej wielkiej życzliwości,
Twego ducha, Twej świętości,
Twojej wielkiej życzliwości.
O Królowej Świętej Jadwidze
legendy
O Królowej Świętej Jadwidze
legendy
Dawno temu do Polski przybyła młoda i piękna królewna
węgierska Jadwiga i została żoną króla Władysława Jagiełły. Jako królowa Polski
zamieszkała w Krakowie na Wawelu. Pokochała to miasto i codziennie spacerowała
po krakowskich uliczkach, postanowiła również oddać wszystkie swoje klejnoty na
rozbudowę Uniwersytetu Krakowskiego, a także na budowę nowego kościoła.
Miejscy rajcy z radością znaleźli odpowiednie miejsce pod budowę i rozgłosili,
że szukają do pracy wielu murarzy i kamieniarzy.
Z całego królestwa zaczęli przybywać chętni do pracy przy budowie. Wśród nich
był młody kamieniarz, który miał zajmować się ciosaniem kamiennych bloków.
Codziennie ciężko i sumiennie pracował i nawet nie wiedział, że królowa często
obserwuje pracujących mężczyzn. Cały Kraków ogarnęła radość, że tak szybko
powstaje kolejny, piękny kościół.
Jednak pewnego dnia młody kamieniarz spóźnił się do pracy, a potem przez cały
dzień pracował zamyślony, nie uśmiechając się ani nie podśpiewując. Nie
usłyszał nawet okrzyków, gdy na placu budowy pojawiła się królowa Jadwiga.
Wszyscy wstali ze swoich miejsc, aby się pokłonić, tylko kamieniarz siedział i
ciężko wzdychał, nie zauważając całego zamieszania. Jadwiga zauważyła
zasmuconego mężczyznę i podeszła do niego pytając:
– Jakie masz zmartwienie dobry człowieku?
Kamieniarz podniósł głowę i ujrzawszy królową zerwał się na równe nogi, po czym
pokłonił się nisko i rzekł:
– Pani, zostawiłem w domu bez opieki chorą żonę i gromadkę dzieci. Nie mam
pieniędzy nawet na to, żeby wezwać do niej medyka.
Królowa przyjrzała się młodemu kamieniarzowi, postawiła stopę na obrabianym
właśnie kamieniu, odpięła od swojego bucika złotą klamrę i podała ją
mężczyźnie.
– Weź tą klamerkę dobry człowieku i wezwij medyka do swojej żony – powiedziała
uśmiechając się i odeszła.
Młody kamieniarz natychmiast pobiegł do domu, a nazajutrz wrócił szczęśliwy do
pracy, gdyż jego żona czuła się już o wiele lepiej. Ochoczo zabrał się do
pracy, a gdy zaczął ociosywać kamień, na którym królowa oparła nogę, jego ręka
z dłutem zamarła w powietrzu. Na samym szczycie kamienia widniał bowiem odcisk
królewskiej stopy.
– To cud! – wykrzyknął – Popatrzcie ludzie, to prawdziwy cud!
Wszyscy zebrali się wokół kamienia i patrzyli ze zdumieniem. Majster pokręcił
tylko głową i rzekł:
– Nasza królowa świętą zostanie. Nawet kamienie miękną pod jej stopami.
Widząc cudowny odcisk cały Kraków wpadł w zachwyt. Każdego dnia tłumy
mieszkańców przychodziły na plac budowy, żeby popatrzeć i dotknąć kamienia.
Miejscy rajcy kazali zostawić nieociosany kamień i wmurować go w ścianę
powstającego kościoła, aby nawet po wielu latach ludzie mogli oglądać cudowny
odcisk stopki królowej. I tak jest po dziś dzień – kamień możemy podziwiać w
jednym z krakowskich kościołów, a dobra królowa Jadwiga została świętą.
Mroźna i śnieżna była to zima, gdy królowa Jadwiga odwiedzić
postanowiła Sandomierz. Było to jedno z miast, które ukochała sobie
spadkobierczyni rodu Piastów i Andegawenów. Jednak nie tylko miejsce to
ukochała szczególnie, ale też ludzi, którzy zamieszkiwali w jego centrum i w
okolicach.
Tego dnia monarchini odwiedziła sandomierską kolegiatę Najświętszej Maryi
Panny, by przed ołtarzem wyprosić łaski i błogosławieństwo, gdyż marzeniem
Jadwigi było obdarzenie swego męża, króla Jagiełły, potomkiem. Żarliwe modły o
potomka i spadkobiercę korony trwały długo, bo i marzenie było ogromne. Po
modlitwie i przyjęciu komunii ruszyła królowa Jadwiga czym prędzej na powrót do
Krakowa, do swojego męża.
Bogato zdobione sanie, zaprzężone w najsilniejsze i najpiękniejsze konie czekały
na swoją panią przez świątynią. Jadwiga wsiadłszy do nich i okrywszy się
futrami nakazała ruszać w drogę. Z nieba zaczął sypać wolno biały puch. Opad
jednak z każdym kolejnym odcinkiem drogi przybierały na sile, aż zmieniły się w
potężną kurzawicę. Woźnica nie był w stanie odnaleźć drogi w pokładach białego
puchu, który goniony silnym wiatrem przesłonił widok. Mająć świadomość tego, iż
wiezie żonę swego króla wozak jął okładać konie batem i prowadził sanie na
oślep, byle przed siebie, byle w obranym na Kraków kierunku.
Trudy drogi potęgował zapadający z wolna mrok, jednak dobry Bóg, do którego tak
żarliwie modliła się Jadwiga, czuwał nad podróżującymi. W szarówce dostrzegła
królowa światełko. Nakazała woźnicy kierować się w miejsce, gdzie je zauważyła.
Po chwili sanie stanęły przed starą i wynędzniałą chałupą, gdzie światło dawała
świeca widoczna za rozportartymi w oknie jelitami (przed wiekami to one bowiem
zastępowały dzisiejsze szklane szyby, zwłaszcza w biednych domach). Minął
woźnica zauważoną chatę i pognał sanie do kolejnego, bardziej okazałego
domostwa, gdyż nie uchodziło królowej do byle chałupy za schronieniem zaglądać.
– Hej ludziska – zawołał woźnica, stukając kułakiem do drzwi.
– Któż to woła po nocy? – odpowiedział otwierający dom mężczyzna, a ledwie
skończył wypowiadać te słowa, głos mu cichł z lekka, bowiem dostrzegł dobrze
ubraną postać i widoczne za nią bogato zdobione sanie.
– Przyjmiecie zagubionych w śnieżycy podróżnych? – zapytał woźnica.
– Ano biedni my ludzie, ale w taką pogodę nikomu się nie odmawia pomocy.
Wejdźcie – zaprosił odstępując od drzwi i robiąc miejsce na przejście
gospodarz.
– Jaśnie Pani, schronienie mamy w podróży. Pora nam na odpoczynek się zatrzymać
– rzucił woźnica w stronę okrytej futrami kobiety na saniach i w tym momencie
gospodarz stanął jak wryty. „Jaśnie Pani”? – pomyślał. „Toż to
nie może być prawda” – wątpił w to co go spotkało wieczorową porą.
W te pędy zaczął domownikom dyspozycje wydawać, by jadło i napitek
przygotowano. Swoją izbę nakazał wymościć najlepszymi kocami i kożuchami, by
królowej wygodnie było do rana doczekać i aby wyspać się mogła niemal jak w
swoich piernatach. Wieczerzę przygotowano jak na wesele. Antałek z winem
otwarto, ale w pewnym momencie gospodarze nie wytrzymał i rzekła do królowej
Jadwigi:
– Wielka i kochana Pani. O wybaczenie proszę, ale i o zmiłowanie nad nami i
całą wsią – mówił niemal szlochając. – Racz nas królowo uchronić od Pana, który
srogo nas karze za pracę, która jest ponad nasze siły. Bata nam nie żałuje za
każde przewinienie, a zimową porą na mrozie każe pracować, nie patrząc na
zgrabiałe ręce i brak sił.
Opowiadał tak królowej, a ta słuchała uważnie, bo losy ludu ważne dla niej
były. Umiała się pochylić nad problemami potrzebujących, a niesprawiedliwości
nie tolerowała. Opowieść tak wzruszyła Jadwigę, że nad ranem, gdy posilona
mlekiem i pajdą chleba rzekła:
– Wasze męczarnie ukrócić pora, a na złego pana przyjdzie odpowiednia kara – to
mówiąc sięgnęła między poły futrzanego płaszcza i wyciągnęła z nich parę lśniących,
białych rękawiczek. – Oto gwarancja mojej obietnicy – rzekła, po czym wsiadła
na sanie i odjechała. Nie minęło jednak kilka tygodni, gdy chłopi zobaczyli
orszak we wsi. To byli wysłannicy królowej, która w podzięce za ocalenie jej od
śnieżycy, postanowiła dotrzymać danej nad ranem obietnicy. Pan okrutny zniknął
wraz z orszakiem, a lud oswobodzony został, jednak w zamian za obowiązek
pełnienia posługi w sandomierskiej kolegiacie. Wieś zaś otrzymała nazwę
Świątniki. Rękawiczki złożone jako gwarancję przekazali chłopi do depozytu do
katedralnego skarbca. Dziś można je oglądać w Domu Długosza w Sandomierzu, a
podczas posługi do mszy można nadal spotkać ministrantów ze wsi Świątniki.
Akademia Krakowska była pierwszym uniwersytetem w Polsce.
Powstała w czasach panowania Kazimierza Wielkiego. Po jego śmierci uczelnia
zaczęła podupadać, ale swoją opieką i hojnością wsparła ją Królowa Jadwiga. Do
Krakowa ściągali najzdolniejsi i żądni wiedzy młodzi ludzie z najodleglejszych
stron Polski, również z Biecza.
Jak mówi legenda związana z tym miastem, po nauki do Krakowa przybył również
Piotr, młody, czternastoletni, ciekawy świata chłopak. Do Krakowa dotarł
pieszo, był biedny, zmęczony i głodny. Trudno się dziwić, że wmieszał się w
tłum proszących o jałmużnę żebraków, którzy oczekiwali przed kościołem na
pojawienie się Królowej. Gdy Pani Wawelska pojawiła się, od razu zwróciła uwagę
na młodego, zdrowego chłopca, który wyciągał rękę po datek. Zdziwiła się i
zapytała: „Dlaczego ktoś tak młody i zdrowy żebrze?” Piotr rozpłakał
się i opowiedział o swojej sytuacji: „Przybyłem tu aby się uczyć,
przeszedłem wiele mil pieszo, ale w tej chwili jestem bez pieniędzy, głodny i
nie mam dachu nad głową.”
Królowa przygarnęła i pocieszyła młodego żaka. Skierowała go do akademii i aby
nie był głodny obdarowała grosikiem prosząc, aby w przyszłości w podobny sposób
wspomógł innych.
Piotr postanowił na pamiątkę zachować pieniążek, ale głód zmusił go do wydania
pieniędzy na pachnącą bułkę z pobliskiego straganu. Jakie było jego zdziwienie,
gdy na drugi dzień znalazł ponownie monetę w kieszeni. I tak cudowny grosik
wielokrotnie ratował żaczka Piotra przed głodem.
Piotr szczęśliwie dokończył nauk w Akademii Krakowskiej i został cenionym
iluminatorem ksiąg Królowej. Był człowiekiem szanowanym i poważanym. Po śmierci
Królowej Jadwigi otrzymał ważne stanowisko od króla i pewnego dnia musiał
wyjechać z Krakowa. Przy wyjeździe w bramie krakowskiej podbiegł do niego
młody, wątły żak i tak jak kiedyś on sam, poprosił o wsparcie. Wtedy Piotr z Biecza
zrozumiał intencję Królowej, wyciągnął z kieszeni grosik i podarował go
chłopcu.
„Pamiętaj – powiedział – daję ci cudowny grosik od Królowej Jadwigi,
dzięki niemu przeżyłem i wykształciłem się, teraz jest twój, ale zapamiętaj jak
skończysz studia przekaż go następnemu potrzebującemu żakowi”. Tyle
mówi piękna legenda, która – kto wie? – może była początkiem idei stypendiów
dla zdolnej, ale biednej młodzieży.
Opowiadają w Inowrocławiu, iż historia ta wydarzyła się
bardzo dawno temu, jeszcze w czasach, gdy miasto stanowiło pogranicze
polsko-krzyżackie na skutek niefortunnej decyzji Konrada mazowieckiego, który
do Polski zakon krzyżacki sprowadził dla utrwalenia wiary katolickiej. Krzyżacy
prędko dali się we znaki sąsiadom, podbijając ich ziemie, uciekając się do
pomówień i gróźb. I nie modlitwą i łagodnością przekonywali opornych do swojej
wiary, jeno pożogą, zgliszczami lamentem sierot i wdów.
Długo walczono w Inowrocławiu z okrutnym sąsiadem, do Polski szły coraz
liczniejsze rejzy z dalekiego Malborka. Biały płaszcz z krzyżem nie zapowiadał
spokoju, a budził lęk i zgrozę. Wiele razy próbowano dogadać się z okrutnikiem.
Spotykano się na dyskusjach i procesach. Nie pomogło! Upominał Krzyżaków
waleczny, choć miłujący pokój król Władysław, który z puszcz litewskich do
Polski przyszedł, króla Polski Jadwigę poślubiwszy, by wspólnemu, Polakom i
Litwinom, przeciwstawić się wrogowi.
Często król Władysław od Krakowa i młodej żony odjeżdżał, by w Inowrocławiu
bacznie przyglądać się osobliwym rabusiom, zamieszkałym wsie kujawskie Murzyno
i Orłowo. A i ojcowskim słowem upominał i gdy to nie pomagało to i ręką swą
własną swawolników karcił. I stało się kiedyś, iż doszło do spotkania w
inowrocławskim kościele św. Mikołaja obojga królestwa z delegacją zakonu.
Król zrazu, poprzez swoich przedstawicieli, wypowiedział Krzyżakom wszystkie
ich zbrodnie, chciwe zagarnięte a bezprawne polskich ziem, grabieże i mord. Ale
na nic się zdały wszelkie pertraktacje. Wysłannicy krzyżaccy na polskiego
króla, polskich rycerzy, rzucali oszczerstwa. Udział w spotkaniu brała także
Jadwiga. Długi czas przysłuchiwała się wywodom krzyżackim, ich kłamliwym i
bałamutnym wyjaśnieniom. I w pewnym momencie w Jadwidze zagrała rycerska krew.
Wstała i rzekła takie, prorocze słowa: „jeszcze póki żyję, Bóg wzdraga się
was ukarać za wszystkie popełnione przez was zbrodnie, jednak po mojej śmierci
Bóg dłonią mego męża, króla Władysława was ukarze i będzie to cios śmiertelny.
Nigdy więcej nie odrodzicie się, plemię plugawe.” To rzekłszy królowa wyszła.
Minęły lata. królowa zmarła w „aureoli świętości”. W 1410 roku
spełniła się przepowiednia świętej królowej. Bóg pokarał Krzyżaków dając
Polakom Wiktorię Grunwaldzką.